Redukcja 2013
Grand Prix Binkowski Resort Kielce 2017 - pierwszy medal z zawodów
MPJiW 2015 Wrocław -pierwszy start w życiu
Wicemistrz Polski kategoria +90kg Kielce 2023
Nazywam się Marcin Łoś, rocznik 1992. Moja przygoda ze sportem rozpoczęła się już w szkole podstawowej, gdy zapragnąłem zostać piłkarzem. Jak większość młodych chłopaków, po lekcjach zapełnialiśmy wszystkie dostępne boiska... Dziś widok niecodzienny. Leciały lata, w klubie z mojego miasta nie udało mi się błysnąć, a w piłce trzeba mieć to coś. Mimo, że potrafiłem odnaleźć się jako napastnik i wykorzystywać sytuacje bramkowe byłem zbyt powolny, głównie z powodu nadwagi. Towarzyszyła mi od najmłodszych lat i była zarówno kompleksem jak i problemem, za który nie wiedziałem jak się zabrać. Zauważacie paradoks? Dziś wiedza zdecydowanie większa i łatwiej dostępna a otyłość u nastolatków na jeszcze wyższym poziomie niż kiedyś... W każdym bądź razie całe gimnazjum omijałem siłownie szerokim łukiem. Trafiłem tam w końcu za namową kolegi z liceum, gdy na horyzoncie pojawił się obóz wakacyjny w Hiszpanii a ja postanowiłem zrzucić parę kilogramów by bez wstydu chociaż ściągnąć koszulkę na plaży i "nie odstawać" tak przy kolegach ...
Rozpoczęliśmy treningi na małej, gminnej siłowni i oczywiście popełnialiśmy masę błędów. Na nogi robiliśmy 4 serie tygodniowo, na klatkę 60... o trenowaniu do upadku mięśniowego wtedy nikt z nas nie wiedział, ale trzeba przyznać, że jak stanęli za Tobą na ławce płaskiej i krzyczeli "jeszcze trzy" pomagając przy tym bo już nie mogłeś to bodziec był odpowiedni :D
Pamiętam jak zapytany przez dużo lepiej wtedy zbudowanego bywalca siłowni "Czemu robisz tak dużo powtórzeń?" - odpowiedziałem: "Bo ja robię na rzeźbę." Na co on mi raz a dosadnie dał do zrozumienia "Najpierw trzeba mieć co rzeźbić" ;)
Pamiętam 3 godzinne treningi i "6kę Weidera" na koniec każdego z nich ...
Pamiętam przedtreningówkę Nox Pump z geranium od Doriana. Braliśmy saszetkę przed każdym treningiem klaty. O matko, jak to robiło hehe.
Gdzieś tam, po paru latach trenowania pojawiła się myśl, że start w zawodach kulturystycznych to byłoby coś. Nie miałem za bardzo pojęcia jak podejść do tematu, byłem po pierwszej poważniejszej redukcji, moga waga oscylowała przy 85 kg. Forma była dla mnie na tamten czas "plażowa" i byłem głodny progresu.
Na forum internetowym trafiłem na nabór początkujących zawodników sportów sylwetkowych i tak poznałem Pana Artura Ślicznego ze Śremu, który pomógł mi przygotować się do pierwszego startu w życiu. Z jego klubu - Sandow Śrem, do dnia dzisiejszego startuję w zawodach IFBB.
Był rok 2015, miałem 23 lata a więc jeszcze łapałem się jako junior. Postanowiliśmy, że wyjdę na jesień w Mistrzostwach Polski Juniorów i Weteranów we Wrocławiu. Uplasowałem się w połowie stawki, bodajże miejsce 17 na aż 32 zawodników. Coś takiego, niestety dokładnie nie pamiętam szczegółów. Tak czy siak, byłem spełniony tym startem, wynik miał dla mnie drugorzędne znaczenie bo najważniejsze było, że stanąłem na scenie a i formę wykręciłem taką, że wstydu nie było. I tu warto dodać, że jak większość niedoświadczonych zawodników - rzuciłem się po starcie na jedzenie. W 2 tygodnie nabrałem ponad 10 kg i uwierzcie, nie była to sucha masa mięśniowa ;) Po miesiącu wyglądałem jak przed całą redukcją do zawodów. Moje posiłki zawierały sporo węglowodanów i białka bo jadłem klasycznie ryż z mięsem, ziemniaki z rybą + od groma dodatków jak sosy, panierki, ale taki posiłek dobijałem zawsze jakąś czekoladą, lodami, czipsami. I tak 5 x dziennie, codziennie. Myślę, że każdy początkujący zawodnik musi przejść ten etap sam, aby zrozumieć ten błąd i że jedzenie nie zając, nie ucieknie ;) Oczywiście dziś bardziej doświadczony uczulam ludzi na to, bo to jedna z najgorszych rzeczy jakie można sobie zrobić po starcie.
Mówi się, że zapach brązera, którym się wtedy pierwszy raz smarowałem uzależnia. I coś w tym jest bo wtedy wiedziałem już, że to nie był pierwszy i ostatni raz... Wiecie, że do dzisiaj mnie ludzie pytają "Kiedy z tym kończysz?" albo "Szacun, ale mi by się znudziło". No właśnie a mi nie. I szczerze mówiąc całkiem dobrze się czuje będąc czynnym zawodnikiem, więc dlaczego mam myśleć o emeryturze sportowej? ;)
Wracamy do przeszłości. Kolejne lata to dobry czas. Zaraz po pierwszych zawodach poznałem obecną narzeczoną (już niedługo żonę <3), która jest prawdziwym skarbem i w sumie sprawcą tego całego progresu. Chodzi o to, że aby się rozwijać człowiek potrzebuje spokoju i stabilności. Przynajmniej w tym sporcie. Nie możesz balansować na krawędzi, żyć w ciągłym stresie, zawalać nocki, posiłki, treningi, cardio bo coś w życiu się nie układa. Mi trafiło się jak ślepej kurze ziarno. Diament, o którym będę zawsze mówił bo zbudowaliśmy fundamenty rodziny, które dziś pielęgnujemy i rozwijamy wraz z dziećmi. To stworzyło mi idealne środowisko do rozwoju jako kulturysta. Wiecie... są zawodnicy, którzy porzucają życie prywatne, rodzinne i idą totalnie w karięrę robiąc ogromny progres, dużo większy niż ja. Ale każdy jest inny, a dla mnie kulturystyka to dodatek do życia. Najwspanialszy, najlepszy z możliwych, ale dodatek. Jak wszystko inne gra - robię swoje.
W międzyczasie zrobiłem kursy trenera personalnego i instruktora siłowni w szkole Profi fitness school - fajny czas z fajnymi ludźmi. Uporządkowanie wiedzy, kilka certyfikatów, ale moje zdanie jest takie, że jak jesteś pasjonatem od serca to żadne kursy nie są Ci potrzebne. Dlatego na mojej stronie zobaczysz jakie certyfikaty mam bo wypada to tu zamieścić, ale nie usłyszysz o nich już więcej ;) A pasję, którą w sobie posiadam i zgłębiam będę przelewał na dalszych stronach.
W kilka lat stałem się dość niezłym "klasykiem" na naszej rodzimej scenie. Kilka razy podium, międzynarodowe Diamond Cupy, srebro na Pucharze Polski w Mińsku Mazowieckim. Postanowiłem zrobić rok przerwy, dorzucić masy i przejść do OPEN. Zawsze najbardziej imponowały mi sylwetki duże gabarytem i taką też chciałem posiadać. Wizja progresu nakręcała mnie mocniej i mocniej. Starty w zawodach łączyłem z pracą w sklepie z suplementami diety. Ówczesny szef a prywatnie dobry kolega, wdrożył mnie w świat suplementów, targów fitness, biznesu. Przemek - dziękuję i pozdrawiam ! Postanowiłem, że sam spróbuję otworzyć własną działalność gospodarczą i tak powstał sklep w Aquaparku w Polkowicach, który zaopatrzał klientów i dzielił się wiedzą do roku 2022.
W 2019 roku na świat przyszła moja córka - Blanka. Chyba nie muszę pisać co dla mnie - osoby dość rodzinnej i zżytej z bliskimi to znaczyło. Motywacja, pęd do życia, intensywność każdego dnia - progres był tylko kwestią czasu. Pomimo zarywanych nocek na robienie mleka ;)
Okres pandemii przetrenowałem z kolegą Kubą na jego piwnicznej siłowni. Okazało się, że w pomieszczeniu 3x3 metra z niewielką ilością sprzętu można zbudować pare kilo solidnej masy mięśniowej a wszystko przez odpowiednie podejście do treningu. Zmuszaliśmy się do ogromnego wysiłku, wzajemnie nakręcaliśmy i to zaprocentowało bo w kilka miesięcy przekroczyłem wagę 113 kg podczas offseasonu przy całkiem zadowalającej jakości umięśnienia.
Jedną z myśli przewodnich, którą kieruję się w życiu jest "Nie słowa, lecz czyny" a więc jak sobie założyłem tak też uczyniłem i po "klasyku" przyszedł czas na starty w kulturystyce ciężkiej.
Przygotowania do sezonu 2022 rozpocząłem od współpracy z cenionym, doświadczonym zawodnikiem oraz ówczesnym żołnierzem naszego kraju - Pawłem Sawickim. Pod jego okiem wykręciliśmy na prawdę solidną formę i zadowalające jak na debiutanta w nowej kategorii lokaty. Były to ostatnie starty jesienią bo już od następnego roku aż do teraz tak się jakoś złożyło, że wychodzę tylko w sezonie wiosennym. Ostatni dzień grudnia - impreza sylwestrowa, na której nie unikam niczego ;), 1 stycznia - dochodzę do siebie hehe, 2 stycznia - prep start ! I tak od 3 lat...
Sezon okupiłem dość poważnymi stanami zapalnymi skóry. W zasadzie to miałem je już wcześniej, ale dość mocno się nasiliły i dawały o sobie znać jeszcze w trakcie trwania zawodów. Może w skrócie streszczę co mi dolega i jak to się zaczęło... A więc zdiagnozowano u mnie Hidradenitis suppurativa (HS), chorobę skóry znaną również jako trądzik odwrócony, która jest przewlekłą, zapalną, nawrotową chorobą, dotyczącą okolic bogatych w gruczoły apokrynowe, głównie pach, pachwin i okolicy anogenitalnej. Co ciekawe jej początki zaczęły się na głowie, po zmianie fryzjera... Co było powodem - nie wiem. Może zakażenie przez niego bo nie słynął z higieny, może słaba odporność na dane bakterie, może styl życia, duża ilość białka i doping? Ciężko powiedzieć bo nawet lekarze nie potrafili tego określić. Najgorsze w tej chorobie jest to, że z tego co wiem i czego doświadczam cały czas - nie da się jej w 100 % wyleczyć. To jest taki gronkowiec skórny - można go uśpić, ale się go nie pozbędziesz. Pocieszające natomiast jest to, że po zmianach w higienie życia, eliminacji niektórych produktów - od dobrych dwóch lat doświadczam właśnie dość łagodnej wersji tego "syfu". Przestałem nosić czapki z daszkiem a włosy zarosły blizny, pod pachami nie nosze już telewizorów ;) a i posiedzieć na słońcu czy pójść na solkę mogę (i lubię !). I najważniejsze - nadal mogę uprawiać kulturystykę i inne sporty. A właśnie ... inny sport. To temat na następny akapit.
Mało kto wie, że prócz kolegi z klasy w liceum do pójścia na siłownię zachęcił mnie sąsiad. Starszy gość, dziś po 50tce. Jako dzieciak notorycznie widziałem go przez okno jak jeździ gdzieś rowerem z taką dziwną, podłużną torbą... Dopiero później jako nastolatek zobaczyłem takie torby w Eurosporcie i tenisistów wyciągających z nich swoje rakiety. Pedro - bo tak później został nazwany mój sąsiad (nie pytajcie dlaczego, sam nie wiem) grał w tenisa na polkowickich kortach ziemnych. I po rozmowie z moją mamą postanowił, że nauczy mnie grać w tenisa. Spoko, jako mały grubasek każdy ruch był mile widziany a ja mając wtedy z 16-17 lat cały czas "szukałem" tego czegoś w czym będę dobry. Pograłem kilka miesięcy po czym także on kazał mi iść na siłownię by wzmocnić nadgarstki i uchwyt, oczywiście pod kątem lepszej gry na korcie. On jeszcze nie wiedział... ja też nie. No cóż, na korcie już się nie pojawiłem przez wiele lat bo siłownia jak pisałem wcześniej pochłonęła mnie w całości ;) Aż do 2022, gdy poszedłem z kumplem po prostu spontanicznie poodbijać parę piłek hehe. Po prostu chyba nauczyłem się otwierać na nowe rzeczy albo może nie zamykać tylko na jedną - kulturystykę. Czerpię sporo frajdy i satysfakcji także z innych rzeczy a jedną z nich jest właśnie tenis. Mijają 3 lata od mojego powrotu na kort a ja mam za sobą kilkaset treningów z moim trenerem Jurkiem, od groma sparingów, kilka edycji lig i turniejów miejskich w Polkowicach. Żaden ze mnie wytrawny gracz, ale pracuję nad tym by dotrzymywać kroku starym wyjadaczom. Dwu godzinny sparing to nie taka łatwa rzecz dla takiego kloca. Przy końcowych tygodniach prepa zawsze robię przerwę od grania - głównie z racji niskich pokładów energetycznych i by dać odpocząć nogom, ale przez większość roku systematycznie gram co najmniej raz w tygodniu. Nauczyłem się łączyć te dwa sporty. Gdybym miał aspiracje zawodnika pro w kulturystyce to pewnie odłożyłbym rakietę na najbliższe lata i skupił się na ekstremalnym progresie, ale powiedzmy sobie jasno i dosadnie - moja genetyka nie jest pro. Więc i ja miałbym cholernie ciężko, aby tym pro zostać bo wymagało by to ode mnie sporo zdrowia, kasy i rezygnacji z pewnych rzeczy. A gdybym już jakimś cudem został tym pro - to oznaczałoby dla mnie definitywny koniec kariery bo tam z zawodnikami choćby pokroju naszych Polaków - Krystiana Wolskiego, Daniela Poniedziałka czy Szymona Łady najzwyczajniej w świecie nie miałbym czego szukać. I nie zrozumcie mnie źle, że w siebie nie wierzę czy coś. Jestem po prostu realistą i znam swoje miejsce w szeregu. Dużo czasu zajęło mi zrozumienie tego. Ale że jak to? Nie pojadę nigdy na Mr Olympia? ... A no pojadę, ale pooglądać sobie Hadiego albo innego Samsona ;) Aby być w pełni spełnionym kulturystą potrzebuję jeszcze jakiś sukcesów i wyzwań, ale mnie ten sport i styl życia po prostu jara a samo to, że mogę go uprawiać daje radość. Nie cel, a droga... cele i marzenia są do odhaczenia a spełniać powinna droga, którą podążasz. W ten sposób racjonalnie podejdziesz do życia, rodziny a także i swojego progresu. Zrozumiesz, że nadużywanie towaru nic nie da jeśli Twoja genetyka nie pozwala przeskoczyć pewnego poziomu a to chociażby oszczędzi Ci zdrowia i pieniędzy. No dobra, przejdźmy dalej bo z opowieści o tenisie wyszła jakaś głębsza analiza życiowa :P W każdym bądź razie przy pracy z klientami staram się powyższe stosować i pewnych rzeczy na siłę nie naginać. Wracamy do historii.
Największe sukcesy jako kulturysta ciężki odniosłem w roku 2023. Najpierw srebrny medal na Mistrzostwach Śląska, następnie Wicemistrzostwo Polski w najwyższej kategorii wagowej a na końcu wyjazd z kadrą Polski na Mistrzostwa Europy do Santa Suzany w Hiszpanii. Świetny czas z super ekipą okupiony całą masą błędów. I tu przyznam się, że sporo z nich popełniałem świadomie. Pojechałem tam niesamowicie podkręcony, wraz z rodziną na późniejszy urlop. Była to dla mnie totalna nowość by ostatnie dni przed startem nie robić jedzenia samemu tylko mieć możliwość korzystania z All Inclusive w hotelu i jak się okazało nie podołałem temu do końca. O ile na ważenie zrobiłem rekordową wagę 94,7 kg (!) o tyle już na starcie 4 dni później, ważyłem ponad 102 kg. Z dzisiejszej perspektywy uważam, że ładowałem za dużo i nie tak jak powinienem, stąd im bliżej zawodów traciłem na ostrości i twardości. Zająłem 10te miejsce na 13 zawodników co uważam za słaby lecz zasłużony wynik. Jeszcze się taki nie urodził co przed zawodami czegoś nie spieprzył :P Może będzie mi dane w przyszłości pojechać tam jeszcze raz i się poprawić, powalczyć chociażby o finał. Zobaczyłem jak wygląda taki wyjazd "od kuchni" i jakie to uczucie być częścią kadry narodowej, wspierać się wzajemnie, dopingować. To był na prawdę wyjątkowy czas a warto też nadmienić, że z Hiszpanii wróciłem z narzeczoną ;) Zaręczyny udane i to w Barcelonie - mieście największego rywala... Hala Madrid !
Ostatnie 2 lata to ponowne starty w sezonie wiosennym. 2024 bez większych sukcesów, dwa mniej udane starty poprzedzone słabym prepem. Skąd taki wniosek? Bo w tym sporcie dużo analizujesz i obserwujesz - każde przygotowania do zawodów czegoś mnie uczą. I mam tu na myśli różne aspekty życia. Od zachowania i emocji po wytrzymałość fizyczną, psychiczną, wydajność w pracy z ludźmi czy zabawę z dzieckiem. Bywa różnie i tamten rok był słaby mentalnie jeśli chodzi o przygotowania. Zdarzyło się nie raz nie dwa, wstać w nocy z łóżka do toalety i zajść do kuchni po "łyżeczkę masła orzechowego" ... a po chwili po drugą, trzecią, piątą ... Później stoisz na scenie i nieważne, które miejsce zajmujesz i tak jesteś z siebie niezadowolony. Dokładnie odwrotnie sytuacja ma miejsce w tym roku - 2025. Stałem na scenie kilka tygodni temu, będe stał za kilka dni ponownie i miejsce również jest nieważne, ale wiem, że jeśli będzie medal - będzie zasłużony. A jeśli nie to dałem z siebie aktualnego maxa, plan wykonałem w 100 % i nie poleciałem ani z jedzeniem, ani z treningami, ani z cardio czy innymi kwestiami.
Aktualnie trwający sezon 2025 to dobry czas. Właśnie przywiozłem 3 medale z zawodów NPC u Roberta Piotrkowicza. Przygotowuję się sam, bazuję na doświadczeniu i błędach z przeszłości a przy tym sprawdzam różne metody poznane głównie w podcastach czy internecie. U mnie w zasadzie każde cardio to jakiś wartościowy materiał na temat związany z kulturystyką, a że kręce go dość sporo to i odpowiednia dawka wiedzy wpada ;) Chłone to jak gąbka wodę. Czasem włączam zupełnie inną tematykę, ale sporadycznie i na chwilę. W dużej mierze, tę wiedzę przekazuję także Wam, klientom czy podopiecznym.
Gdzie widzę siebie za 10 lat? Nie wybiegam aż tak daleko w przyszłość. Chciałbym zachować jak najlepsze zdrowie i kondycję, na pewno będę trenował na siłowni a być może jakieś inne sporty. Podoba mi się rower i fajnie byłoby się nauczyć jeździć na rolkach z przyszłą żoną. No i oczywiście tenis. A zawody? Kto wie, być może jako masters/weteran przyjdą jeszcze większe sukcesy? Nie widzę powodu dla którego miałbym nie startować. Lubię to, znam i spełniam się w tym, wizja startów daje mi poczucie, że mam cel do którego dążę i łatwiej jest wytrzymać cały reżim. Nigdy nie robię z siebie męczennika, nigdy nie twierdzę że coś mnie omija przez starty i przygotowania. Jest to mój własny wybór i cieszę się, że mam taką możliwość i przywilej by móc startować. Mimo braku topowej genetyki uważam, że ciężką pracą można zostać conajmniej średniej klasy zawodnikiem. I pamiętajcie - oprócz mierzenia się z innymi, mierzycie się z samym sobą. Starajcie się być lepsi niż byliście wczoraj. Dążcie do poprawy nie tylko sylwetki, ale także mentalności, dyscypliny czy ogólnego wizerunku bycia człowiekiem. A za mnie trzymajcie kciuki bo mam nadzieję, że to co najlepsze jeszcze przede mną.
Dziękuję za przeczytanie mojej historii i pozdrawiam !
marcinek99@onet.eu
609 563 462
Strona www stworzona w kreatorze WebWave.